wtorek, 3 czerwca 2014

"Chwila słabości"

Tytuł: Chwila słabości
Paring: Blaise x Draco
Ostrzeżenia: brak
Opowiadanie z serii One-Shotów na zamówienie dla fanpejdża "Opowiadania o HP"


                Pewien przystojny, ciemnoskóry chłopak spacerował korytarzami Hogwartu w późno popołudniowych godzinach. Właściwie, można powiedzieć, że był to wieczór, czy nawet noc. Co więc skłoniło Zabiniego, by urządzić sobie taką przechadzkę po zamku?
                Otóż ślizgon pewnie nie przyznałby się przed nikim, ale powód tej wyprawy miał bardzo jasne włosy i był nikim innym, jak jego przyjacielem ze Slytherinu. Blaise był najzwyczajniej w świecie zaniepokojony brakiem Dracona Malfoya w pokoju wspólnym, o takiej godzinie. Nie żeby panikował, ale nie widział go praktycznie od rana.
                Inną zastanawiającą kwestią był jednak sam fakt, że Blaise się o kogoś martwił. W końcu Ślizgoni raczej zwykli słynąć z tego, że rzadko kiedy darzą kogoś jakąś większą sympatią, a na innych patrzą z wyższością. Ale czy zawsze powinniśmy oceniać ludzi po stereotypach? Choćby dla zewnętrznego obserwatora wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, póki nie pozna, co naprawdę siedzi w cudzej głowie, nie mamy pewności, czy w ten sposób ukształtowana opinia jest zgodna z rzeczywistością.
                Do uszu chłopaka dotarł nieznanego mu pochodzenia dźwięk, gdy minął kolejne drzwi, przechodząc korytarzem. Zatrzymał się i przez chwilę nasłuchiwał, a kiedy raz jeszcze go usłyszał zdał sobie sprawę z tego, czym on był. Szlochanie. Zlokalizował wzrokiem źródło, które najwyraźniej znajdowało się w pomieszczeniu, do którego owe drzwi prowadziły. Skrzywił się, gdy zorientował się, że była to sławna łazienka Jęczącej Marty. Odwiedziny w niej zaliczały się do najmniej pożądanych i lubianych zajęć, więc nic dziwnego, że ktoś wybrał to miejsce, by wyrzucić z siebie wszystkie swoje żale i smutki. Doszedłszy do takowych wniosków, powinien był ruszyć dalej i nie zwracać na to uwagi. Stał tam jednak, walcząc z dziwnym uczuciem, które mówiło mu, żeby sprawdził, kto i z jakiego powodu płacze. Bo z pewnością nie był to duch Marty.
                Blaise wziął kilka głębokich oddechów i wyciągnął rękę w kierunku klamki. Jednak w ostatniej chwili coś go powstrzymało. W końcu to DAMSKA toaleta. Mogłoby być nieciekawie, gdyby ktoś niepożądany zauważył, że wchodzi do łazienki dla dziewcząt. Rozejrzał się wokół, a z racji, że nikogo nie było widać na horyzoncie, uchylił drzwi i wsunął się bezszelestnie do pomieszczenia.
                Widok, który tam zastał, przedstawiał się w następujący sposób: jakaś męska postać, pochylona była nad umywalką, zaciskając palce na swoich włosach. Nie było wątpliwości, że owa osoba cicho szlochała. Ale zdumiewające dla przybysza okazało się to, że bardzo dobrze kojarzył tą sylwetkę i charakterystyczne włosy. Był to nikt inny, jak Draco Malfoy.
                Najwyraźniej, do blondwłosego ślizgona nie dotarło to, że nie był już sam w pomieszczeniu, bo nawet nie odwrócił się, by spojrzeć w kierunku wejścia. Zabini za to, otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, zamknął za sobą drzwi, z cichym kliknięciem i ruszył powoli, w kierunku Dracona, mając mieszane uczucia. Czy powinien to robić? Skoro chłopak schował się w takim miejscu, najwyraźniej nie chciał, by ktokolwiek widział go w takim stanie, chciał samotności i spokoju. Mimo tego, że Blaise zdawał sobie sprawę z tego, że powinien się odwrócić i wyjść, a potem udawać, że niczego nie widział, nogi same wręcz niosły go w kierunku sylwetki przy umywalce.
                Dopiero, gdy przybysz był jakieś dwa metry za nim, Draco zorientował się, że nie jest sam. Wyprostował się raptownie, wycierając oczy wierzchem dłoni, nie chcąc, by ktokolwiek dostrzegł jego łzy.
                - Czego chcesz? – zapytał, nie odwracając się, wciąż nie zdając sobie sprawy z tego, kto go nakrył w takim stanie.
                Blaise zawahał się przez chwilę, jednak podszedł dalej i stanął tuż za blondynem.
                - To ja – odpowiedział, a wtedy Malfoy rozpoznał znajomy głos.
                - Zostaw mnie, chce być sam – warknął tylko w odpowiedzi, nie zaszczycając chłopaka nawet jednym spojrzeniem.
                Mimo tak wyraźnego polecenia ze strony drugiego ślizgona, Zabini nie ruszył się z miejsca. Coś mówiło mu, że powinien uszanować wolę kolegi, ale druga cząstka kazała mu tu zostać i dowiedzieć się, co jest przyczyną tak krytycznego stanu, w jakim się znajdował. Chłopak postanowił zaufać temu drugiemu przeczuciu. Poza tym, zrobił coś, czego się po sobie nawet nie spodziewał. Objął ramionami Dracona, na co blondyn wzdrygnął się, zaskoczony.
                - Nie słyszałeś? – warknął tamten, ze słyszalną irytacją w głosie. – Po za tym, co ty do cholery wyprawiasz? – mruknął, w pierwszej chwili chcąc się wyrwać z tego uścisku.
                Blaise obrócił go w swoją stronę bez żadnego słowa, nie pozwalając na ucieczkę. Blondyn zwiesił głowę, a po jego policzkach, ku kolejnemu szczeremu zdumieniu Zabiniego, znów zaczęły płynąć łzy.
                - Nie dam rady tego zrobić. – Głos Draco drżał lekko, co nie umknęło uwadze kolegi. – Nie będę w stanie zabić tego starego głupca – dodał cicho, gdy poczuł, szczelniej oplatające go ramiona, na co instynktownie wręcz, poddając się chwili, wtulił się w przyjaciela.
                - Nie myśl o tym przez tą jedną chwilę – powiedział tylko tamten, nie wiedząc, co innego mógłby zrobić, by dodać nieco otuchy Malfoy’owi.
                Fakt, nie było to rozwiązanie na dłuższy czas, a tylko rada, pomagająca choć na kilka minut, przestać się zamartwiać tym, co nad nim ciążyło. Ale czasem nawet niewiele sekund, bez dręczących myśli bywało zbawienne.
                Blondyn, zamknął oczy i westchnął cicho. Nie wiedział przez ile czasu stali tak bez żadnego słowa, ale to nie było teraz istotne. Chociaż nikt nie przypuszczałby, że Draco też miewa takie chwile słabości, to dotyczyły one każdego. Bez wyjątków.
Blaise chwycił jego podbródek, by spojrzeć na jego twarz, jednak blondyn nadal miał przymknięte powieki. Wyższy ślizgon, zbliżył się do niego, by zrobić coś, czego nawet sam się nie spodziewał.
                Usta Zabiniego właśnie delikatnie muskały wargi Dracona. Z początku Malfoy odwzajemniał ten, towarzyszący jakże dziwnym okolicznościom pocałunek, jednak zaraz dotarło do niego, co się właściwie działo. Odepchnął szybko go od siebie, wyswobadzając się z jego uścisku i wykorzystując chwilę zdezorientowania.
                - Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?! – warknął blondwłosy. – Wynoś się.
                Tym razem głowa Zabiniego podpowiadała mu, że faktycznie, powinien stąd się ewakuować jak najszybciej. Bez słowa odwrócił się i odmaszerował w kierunku drzwi, by opuścić pomieszczenie. Draco odetchnął, gdy usłyszał ciche trzaśnięcie. Czyli znów został tu sam.

W duchu przeklinał to wszystko. Czemu właściwie na to pozwolił? Ale przynajmniej przez chwilę nie myślał o niczym, co go dręczyło w ostatnim czasie. Czyżby to była zwykła chwila słabości, która dopadła nawet kogoś tak dumnego, jak on?