Tytuł: Braciszek na zawsze
Para: Barty x Regulus, Syriusz x Regulus
Ostrzeżenia: Na połączenie fluffu i smętów mnie naszło
Mały czarnowłosy
chłopiec, o mlecznej karnacji i zielonych oczach, szturchał śpiącego przy
biurku drugiego, o nieco dłuższych włosach tego samego koloru i srebrnych
tęczówkach. Młodszy z Blacków miał na sobie białą koszulę z zawiązaną pod szyją
wstążeczką i czarne krótkie spodenki, drugi był jego przeciwieństwem, ubrany
był w wyciągniętą, luźną bluzkę oraz długie spodnie.
-
Braciszku… braciszku obudź się. – Regulus nie dawał za wygraną, póki jego brat
nie podniósł głowy i nie spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.
-
Reggie… coś się stało? – zapytał przecierając oczy i ziewając.
- Chodź zobaczyć – odpowiedział mniejszy z chłopców, ciągnąc Syriusza za rękaw,
ponaglając go w ten sposób. Naprawdę chciał, by ten ruszył się jak najszybciej,
a nie jak mucha w rosole.
- Idę,
idę, spokojnie – ziewnął raz jeszcze starszy Black i wstał z krzesła.
Reg
poprowadził go ze sobą na zewnątrz, cały czas nie puszczając jego koszulki.
Dopiero wtedy jego brat zdał sobie sprawę z tego, o co młodemu chodziło. Tak,
śnieg, Regulus zawsze kochał zimę.
-
Wreszcie spadł – oznajmił mniejszy z nich, uśmiechając się promiennie, a jego
oczy zalśniły. – Musiałem ci o tym powiedzieć w pierwszej kolejności.
Syriuszowi na ten widok i słowa
zrobiło się ciepło na sercu, więc podszedł do chłopca, by go przytulić i
pocałować w czoło.
- Dziękuję – powiedział spokojnie,
głaszcząc go po głowie. – To co? Bitwa na śnieżki? – zapytał zaraz, szczerząc
się w szerokim uśmiechu. – Tylko najpierw pójdziemy się cieplej ubrać.
Regulus przytaknął tylko, nadal
promieniejąc z radości.
Dwójka chłopców wygrzewała się przed
ciepłym kominkiem, opatulona kocykiem. Można się było spodziewać, że skończy się
na całkowitym przemoczeniu i przemarzniętych dłoniach i stopach. Ale kto by się
tym zajmował, skoro zabawa była tak dobra? Młodszy z Blacków oparł głowę o
ramię Syriusza.
- Braciszku… - zaczął.
- Mhm? - Odpowiedziało mu tylko pytające mruknięcie
ze strony starszego brata, który siedział z przymkniętymi powiekami,
rozkoszując się tym przyjemnym ciepłem płomieni.
- Obiecaj mi, że zawsze będziesz
moim kochanym braciszkiem – szepnął tylko Regulus i przytulił się bardziej do
jego boku. – I nic nas nie rozdzieli – dodał.
Syriusz otworzył oczy i spojrzał
na młodszego, wyglądającego teraz bardzo niewinnie Rega. Uśmiechnął się delikatnie i cmoknął go w
skroń.
- Oczywiście, nie musisz prosić o
takie głupoty – powiedział spokojnie, przyciskając go bardziej do siebie.
Do uszu Rega dochodził czyjś
przytłumiony głos. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że musiał się
nieźle zamyślić, a może nawet odpłynąć w objęcia morfeusza.
„To był sen? Tylko
dlaczego akurat teraz sobie o tym przypominam?” zapytał w głowie sam siebie,
nadal nie otwierając oczu. Jednak głos stawał się coraz bardziej wyraźny i
natarczywy, więc Black postanowił dać za wygraną.
- Halo, ziemia do Regulusa, nie
śpimy. – Głos w kółko powtarzał te same
słowa. - O proszę, nasza księżniczka wstała – dodał, gdy zielonooki wreszcie
uchylił powieki.
Czarnowłosemu ukazała się twarz jego
kolegi, Barty’ego Croucha Juniora. No tak, kto inny budziłby go w tak natrętny
sposób jak nie właśnie on?
- Dałbyś się poczciwemu
człowiekowi wyspać, wiesz? – Black przeciągnął się w wygodnym fotelu. Rozejrzał
się po dormitorium, odnotował obraz wyszczerzonego przyjaciela, a poza tym
żadnej żywej ani martwej duszy tu nie było. Westchnął tylko, zauważając jeszcze
książkę obok siebie. A więc czytał nim
zasnął?
Może zastanawiałby się nad tym
jeszcze chwilę, gdyby nie to, że na twarz drugiego ślizgona wpełzł dziwaczny
uśmieszek. Blondyn zaraz bezceremonialnie wpakował się na jego kolana, siadając
okrakiem.
- Reggie… wiesz, nikogo poza nami
nie ma… stęskniłem się trochę za tobą – wymruczał zalotnie.
Cóż, mógł się spodziewać, że to
właśnie o to przyjacielowi chodziło. A fakt, że Barty właśnie rozwiązywał jego
krawat był tego świetnym dowodem.
Właściwie… Kiedy to się zaczęło?
Reg nawet nie pamiętał jak do tego doszło. Po prostu przyjął to do swojej
świadomości, że spędzanie czasu z Crouchem było wręcz rutyną. Tylko czemu
przyśniło mu się wcześniej coś takiego?
Może zastanawiałby się jeszcze
dłużej, ale usta blondyna zaczęły domagać się pocałunków i większego
zaangażowania ze strony czarnowłosego, a srebrno-zielony krawat wylądował na
podłodze, gdy Barty zaczął dobierać się do guzików jego koszuli.
Na drugi dzień Regulus zerknął na
książkę, przez którą wczoraj usnął. Ku jego zdumieniu okazało się, że nie był
to żaden podręcznik, czy powieść, a album ze zdjęciami. Wystawała z niego jedna
fotografia, więc wyciągnął ją, by przyjrzeć się jej dokładniej. Przedstawiała
dwójkę chłopców, tak do siebie podobnych, a jednocześnie różnych, siedzących
przed kominkiem, wtulających się w siebie i opatulonych jednym kocykiem. Brunet
uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
„A więc to dlatego. Wszystko
jasne” pomyślał, chowając zdjęcie z powrotem do albumu. Jednak po chwili
namysłu wyjął je z niego i wsunął do kieszeni.
Cóż, powinien się zbierać, jeśli
chce zdążyć na pociąg. W końcu na święta wypadałoby wrócić do domu. Zerknął przelotem
za okno, a jego oczom ukazały się pojedyncze, białe płatki.
- Śnieg?
~~~
- Syriuszu, zgaś to słońceeeee –
zawył rozpaczliwie James, opatulając się szczelniej swoją kołdrą. – Nie mam
zamiaru wstawać – burknął tylko.
Ze strony starszego Blacka
odpowiedziało mu tylko głośniejsze chrapnięcie. Za to ich przyjaciel nie był
już tak sympatyczny, by pozwolić im się dalej wyspać.
- Wstawajcie! Dziś do domów, nie
pamiętacie? – Remus był zirytowany niedbalstwem kolegów. Zabalować dzień wcześniej?
Nie miał nic przeciw. Ale ogarnąć się na drugi dzień? Tego już od nich wymagał.
Z jednej pierzyny wynurzyła się
głowa o długich i lśniących czarnych włosach.
- Czy ty naprawdę sądzisz, że mam
ochotę tam wracać? – zapytał, patrząc na młodego Lupina jak na wariata.
Przyjaciele świetnie zdawali sobie sprawę z tego, że Syriusz nie miał
najlepszych relacji z całą swoją rodziną, więc nikogo nie dziwił jego brak
entuzjazmu w związku z nadejściem Bożego Narodzenia.
Co prawda Black nie powiedział
ani słowa na temat tego, co po wczorajszej imprezie miało okazję mu się przyśnić.
Zachodził w głowę, dlaczego akurat teraz, tuż przed świętami przypomniał sobie
o tym, jak Regulus co roku, gdy pierwszy raz spadł śnieg, przychodził do jego
pokoju i wyciągał go na dwór. Poczuł ukłucie żalu z tego powodu. Relacje z
młodszym bratem były teraz ograniczone do widywania go na korytarzach, czy w
domu.
- Halo, Syriusz, James, Peter,
wstawajcie i to już – Lunatyk był już naprawdę zirytowany.
- No już, Luniaczku… -
Zrezygnowany szarooki wygrzebał się z miękkiej pościeli, pełen żalu do
przyjaciela.
~~~
Od
kiedy Syriusz pamiętał w domu Blacków nigdy nie odczuwał świątecznej atmosfery.
Owszem, może spotykała się cała rodzina, wnętrze było ozdobione, ale to
wszystko nijak miało się do rzeczywistości. Dlatego nikt nie powinien dziwić
się, że starszy syn możliwie prędko zaszył się na strychu w samotności i teraz
siedział tam, wyglądając za okno. Właściwie było to jedyne miejsce, gdzie nikt
mu nigdy nie przeszkadzał.
Przynajmniej
tak było aż do dzisiaj. Jakże ogromne było jego zdziwienie, gdy z zamyślenia
wyrwały go odgłosy stawiania kroków po schodach, a zaraz potem głos tuż obok.
-
Syriuszu…
Dopiero
wtedy chłopak spojrzał na przybysza, w którym ujrzał nikogo innego, jak swojego
brata, Regulusa. Co on tu robił? Czyżby ktoś z rodziny tak bardzo chciał od
niego czegoś, że wysłali młodego na poszukiwania i by zawołał go na dół?
- Mhm? –
mruknął tylko pytająco, zerkając za okno. Śnieg delikatnie prószył, a na ziemi
pozostawała coraz większa warstwa białej pierzynki.
Regulus
nie wiedział, po co właściwie tu przyszedł. Chciał tylko, by jego starszy brat
nie spędzał kolejnej gwiazdki samotnie. Może to o to chodziło z tym snem? Kto
wie. Ślizgon nigdy nie wierzył w te wszystkie bajki, że Boże Narodzenie to czas
rodzinnych spotkań i pojednania, ale czemu miałby nie spróbować?
-
Braciszku… pada śnieg – szepnął ledwo słyszalnie i zwiesił głowę. Właściwie w
tym momencie poczuł się jak skończony idiota.
Tego
się Łapa nie spodziewał. Może jeszcze sześć lat temu, tuż przed tym jak poszedł
pierwszy raz do Hogwartu, nawet nie zdziwiłby się słysząc te słowa z ust
młodego Blacka. Ale teraz? W dodatku Reg wyglądał jakoś wyjątkowo… uroczo w tym
momencie. Jak szczeniak, albo mały chłopiec, który coś przeskrobał i boi się
przyznać.
- Reggie…
- powiedział tylko cicho, podnosząc się na równe nogi. Zielonookiego aż
przeszedł dreszcz, słysząc takie zdrobnienie swojego imienia. Kiedyś to tylko
starszy brat miał prawo go używać, ale od ładnych kilku lat tego nie robił. Z
drugiej strony, on też nie nazwał go „braciszkiem” równie długo.
Może
myślałby nad tym znacznie dłużej, gdyby nie poczuł ciepłych, oplatających go
ramion Syriusza i przytulających go do siebie. Poczuł się jakby znów miał sześć
lat, jakby te wszystkie lata w Hogwarcie nie miały miejsca. Wcisnął tylko nos w
tors brata i mógłby tak zostać na wieki.
Ten pogłaskał go tylko delikatnie po plecach, nie wypuszczając z objęć.
Długowłosy
spojrzał w zielone tęczówki brata, najpierw musnął go w czoło i skroń, jak dawniej.
Jednak zaraz chwycił jego podbródek, by złożyć
jeszcze jeden pocałunek, na jego ustach z początku delikatny, potem nieco
bardziej namiętny, gdy tamten zaczął go odwzajemniać.
-
Braciszku.. Czemu nie może tak być zawsze? – zapytał cicho Regulus, siedząc
wtulony w jego bok, jak dawniej. Jednak tym razem patrząc na śnieg sypiący za
oknem, a nie ciepły kominek.
- Nigdy
nie myślałem, że chcesz, by było jak dawniej – westchnął tylko szarooki w
odpowiedzi i pogładził czarne włosy młodego.
„Zawsze
chciałem” pomyślał tylko tamten. Koło okna przed braćmi przypięte było zdjęcie,
przedstawiające ich samych, dokładnie to samo, które Regulus wyjął z albumu.
~~~
Syriusz
smutno wpatrywał się za okno. Dokładnie rok temu w święta jego relacje z bratem
znów stały się ciepłe. Tylko po to, by niewiele później uciec z domu i
zamieszkać u Potterów, a od Rega znów się odsunąć, jednak tym razem na zawsze.
- Łapa,
chodź, czas na kolację – oznajmił rozradowany okularnik zaglądając do sypialni.
- Już
idę – przytaknął długowłosy, uśmiechając się promiennie, jednak wciąż czuł
ukłucie żalu.
~~~
„Braciszku,
mam nadzieję, że nigdy nie umrzesz, myśląc o mnie źle… Przepraszam.” Była to
ostatnia myśl Regulusa, kiedy inferiusy pociągnęły go na dno jeziora.
Długie, dziwne, nudne. Naszło mnie na smęty i fluff, miłość braterską i inne takie. Tak, wiem to dziwne, że dodaje na blogu coś po praktycznie dwóch latach, ale cóż, przypływ weny nie wybiera.